Dystans ponad 50 km i przewyższenie prawie 3500m pozwoli Wam zakończyć sezon z przytupem i sprawdzić się w trudnych zimowych warunkach przemierzając m.in Skrzyczne i Malinowską Skałę.
MARIUSZ Ignacak – 07:21:10
Andrzej Bogacki – 07:29:50
poniżej relacja Mariusza 🙂
Krótka relacja z Maratonu Górskiego „Leśnik-Zima”:
Nie chciałem startować w tym biegu, zakładając, że jest ponad moje siły i niewiele się w tej ocenie pomyliłem. Jednak ugiąłem się pod argumentami Andrzeja Bogackiego i podjąłem wyzwanie.
47 km skrajnie trudnej trasy, w znacznej części poza szlakami turystycznymi Szczyrku.
O 6.30 odprawa, na której dowiadujemy się, że trasa jest podzielona na 3 -mniej więcej 16 km- odcinki, pierwszy najłatwiejszy, dwa następne bardzo trudne.
O 7.00 startujemy- na początek podejście na Skrzyczne, gdzie już w połowie mam dosyć, bo po górach chodziłem kilka razy w życiu- ostatnio 13 lat temu wyszedłem na Babią Górę…Po 50 minutach jestem na Skrzycznym i zaczyna się zbieg, po dziurach i kamorach… I tutaj pierwszy szok, bo zawodnicy lecą w dół bardzo szybko, nie przejmując się nierównościami terenu, a ja nie mam ani techniki ani odwagi, żeby biec za nimi. I tak już będzie do końca- o ile pod górę nie tracę do nikogo dystansu, to podczas zbiegów wszyscy mnie wyprzedzają.
Bez większych problemów dobiegam do 15 km, przechodzę przez rzekę i zaczynają się dwa odcinki trasy niesamowicie trudnej, kilka razy pod górę idę na czworaka albo chwytam się gałęzi- jest tak stromo, kilka razy w dół podpieram się kijem, bo od 30km ból mięśni w zasadzie uniemożliwia mi zbieganie. Lekko przyspieszyć mogę tylko na płaskim terenie, a takich jest niewiele. 3 razy się „zamyśliłem” i nie zauważyłem zakrętu, a zanim się zorientowałem, byłem na tyle daleko, że dzwoniłem do organizatora o wskazówki, jak wrócić na trasę- w ten sposób dołożyłem sobie około 5 km, co przekłada się na jakieś 45 minut w plecy, jeśli chodzi o wynik końcowy.
Do mety dobiegam/dochodzę o około 14:20, zmasakrowany totalnie, w nogach mam 52 km i kończę na 52 miejscu na około 130 zawodników.
Moje wnioski:
-bieganie górskie i szosowe to dwie zupełnie inne dyscypliny: czułem się jak biegacz narciarski, który bierze udział w narciarstwie alpejskim (zjazdowym);
– więcej w podobnym biegu nie wezmę udziału, choć nie żałuje;
– wydolnościowo i psychicznie dałem sobie radę, ani raz nie poczułem zmęczenia, nie chciałem się też wycofać z biegu, jedyne co mnie totalnie rozłożyło to ból nóg, jakiego wcześniej nie doświadczyłem- w biegach górskich pracuje zupełnie inna grupa mięśni niż na szosie;
– dobrze, że pogoda dopisała, gdyby było zimno i więcej śniegu, raczej bym sobie nie poradził
I na koniec wielkie podziękowania dla Andrzeja Bogackiego, za to że „siłą perswazji” namówił mnie na ten start i nie pozwolił się wycofać. Myślę, że poradził sobie lepiej ode mnie, na mecie tyle nie narzekał i zapowiedział kolejne starty w podobnych biegach. Poza tym jego wrażenia z trasy były podobne.
Czas na odpoczynek, myślę, że zasłużyłem:D